GÓRSKIE ROŚLINY
Spis wierszy:
arcydzięgiel
wysokie anielskie ziele
dar anioła, dziki seler
w ziołoroślach nad potokiem
nie ukryje się przed wzrokiem
w duże, kuliste baldachy
ma zebrane drobne kwiaty
zielonkawe, żółto-białe
a nad nimi ważek balet
z jego łodyg anżeliki
zdobią torty i pierniki
frasującym leczy serce
twoje także, jak umęczę
skrajem życia idę przez świat
w snach za dużych i łzach ponad miarę
tnąc niepokój księżycem za dnia
nocą słońcem jak tarczą zegara
skrajem życia skulona w pół
brzegiem tylko, aby nurt nie porwał
a na ustach nikłe cienie słów
na ramionach jakaś strata upiorna
skrajem życia... a obok czyjś cień
jak to dobrze, że on jest blisko
w szepty wplata błękitny cień
łąki słów stroi niebielistką
w młodych bukach tętni puls strumienia
bo na nowo rodzi się w nich życie
i zbudziły się leśne istnienia
jak feniks z popiołów o świcie
(a rozsądek wygląda spod powiek)
moje serce tak nie potrafi
zamiast „wybacz” to tylko powiem:
wolę cię nigdy nie mieć niż stracić
kocham góry, tylko?... więcej mówić nie trzeba.
trzymać w sobie, dalej niż na końcu języka,
albo zaszyć w matni, skryć pod bukowe drzewa,
w szczelinę, gdzie rośnie bazaltowa skalnica,
wcisnąć jak najgłębiej, przykryje rumosz, piargi.
zakopać, wyrośnie cyklamen purpurowy,
zapachem nie zdradzi i nawet nie drgną wargi.
porazi umysły, będą domysły. stogi
siana tak nie strzegą igły, jak ja paru słów
których nie wypowiem nigdy, bo kocham góry,
tylko?... to wystarczy, nie mam tarczy, tylko Bóg
broni i jeden wie, co serce nie powie – stchórzy.
kwiatów tyle i motyle
brodzę po łące, falują trawy
sięga do kolan podkolan biały
nocą ćmy poił swoim nektarem
a teraz karmi modraszki barwne
mnie nasycają piękne zapachy
i przestrzeń wokół, i inne kwiaty
brak tylko serca, nie wytnę w korze
z płatków omiega dla niej ułożę
bo są
dlaczego w góry? częste pytanie,
częsta odpowiedź – po prostu, bo są.
a ja tam chodzę jak na śniadanie,
łykam powietrze i stopą bosą
dotykam trawy na górskich łąkach.
i choć złoć żółta mnie nie ozłoci,
w bogactwie roślin lubię się błąkać,
w kolorach kwiatów zatapiać oczy.
modrych nie zerwę zerwy kulistej,
musnę zmysłami kruszczyka barwy,
rdzawoczerwony płatek i listek,
pieszcząc pieszczotka odgoni czarny.
ostrożeń wzmoże moją ostrożność
mocno przytuli wonna przytulia,
miłosna górska da ciut miłości
której nie dała mi żadna Julia.
parzydło leśne nie sparzy serca.
dlatego w góry tak często chodzę,
podają jeszcze słowa do wiersza,
cud, że zakwitły na mojej drodze.
żeby tak jeszcze, zakwitła ona,
ciągle się tli, ta co zielona.
oby tak jeszcze, zakwitła ona,
nigdy nie zgaśnie, ta co zielona.
miłosna górska
zapalenie(c)
wsłuchany w twoją poezję
przemierzam sudeckie szlaki
i chłonę widoki zmieszane
z wersami – słowa pełne magii
nie z ust, a potokiem z serca
czarują i dodają siły
dzięki nim skrzydła w plecaku
z lekkością mijam dziewięćsiły
brak ciała, brak bólu. przede mną
łąka jak tojeść rozesłana
czy czujesz? to marzanka wonna
dla zmysłów miły zapach siana
siadam na rokiecie, coś gniecie
ukryte żołędzie – czapki z głów
czytam o skarbie i te dla mnie
piękniejsze niż lilia złotogłów
poczytam z księżycem i o nim
noc chłodna lecz ogrzeją wiersze
ty przyjdziesz i zapalisz świece
bo góry w ich blasku ładniejsze
tojeść rozesłana
miętka
czytałem wiersze, wzrok był mętny
nagle poczułem zapach mięty
aromat rozsiał listek miętki
wypadł z tomika na mech miękki
nie był to liść z pieprzowej miętki
ni z kosmatej, ni z polnej mięty
może on był z kłosowej miętki
kędzierzawej lub polej mięty
atlas rozwiał mych myśli męki
zapach mięty wprowadził mętlik
bo nie był to liść z żadnej miętki
a tylko listek z kocimiętki
lecz skąd się wziął aromat miętki
dlaczego czułem zapach mięty
nic nie pojmuję, znów mam mętlik
proszę miła, zaparz mi miętki
kocimiętka
urodzinowy deszcz
dziś Góry Sowie są pod prysznicem
idziemy szlakiem, ja krople liczę
deszcz zmywa kurze, tworzy kałuże
przechodzą pierwsze sierpniowe burze
wilgoć tak mocno nas nie przenika
miast parasola liść lepiężnika
wielki, zielony, lekki i chroni
dobrze, że wpadłaś na taki pomysł
przełęcz Jugowska już bardzo blisko
tam Zygmuntówka, górskie schronisko
ogień w kominku, wszystko wysuszę
buty, ubranie, nawet z łez duszę
lepiężnik biały
złączenie
góry za oknem w zasięgu wzroku
można je dotknąć, tylko pięć kroków
słońce ze szczytu w dolinę schodzi
już czerwienieje, już się nie złoci
tylko pięciornik złoty wciąż złoty
chciałbym go zerwać, wetknąć w twe włosy
pachnące sierpniem, wiatrem targane
i zaprowadzić tam gdzie targanek
maluje skały na jasnożółto
przyroda rzeźbi, w jej dłoniach dłuto
a w mojej twoja… patrz! srebrny wschodzi
noc dni złączyła naszych urodzin
księżyc się wspina po stromym zboczu
poza zasięgiem są twoje oczy
wiersze w zasięgu, góry w zasięgu
morze kamieni i pustka w ręku
pięciornik złoty
targanek szerokolistny
chciałbym zabrać miotłę
byś się nie miotała
chciałbym zabrać w góry
gdzie gnejsowa skała
cała otulona
przytulią hercyńską
kiedyś drżała z zimna
już ciepło... my blisko
wśród kosodrzewiny
zapach górskich perfum
poczujesz jak omieg
pachnie nawet w sierpniu
(-ale on nie pachnie
-masz rację, to zmienię)
zobaczysz jak omieg
nawet w sierpniu kwitnie
usiądziemy w cieniu
karłowatej brzozy
brusznicy jagody
dłoń do ust przyłoży
usłyszysz melodię
to dzwonek brodaty
niebiesko-liliowe
grają jego kwiaty
uśpią lęk muzyką
słowa z tych dwóch wersów
jestem w twoich wierszach
a ty w moim sercu
górskie perfumy
a jeśli kwiaty, to tylko omieg
zapamiętałem, pragnę dać tobie
nienazrywane, lecz całą łąkę
wysokogórską, na nią powiodę
serpentynami wśród smukłych buków
szlakiem niebieskim z plecakiem uczuć
zobaczysz wyspy, żółte i złote
jak motyl zaczniesz spijać rozkosze
bo każdy omieg zaczarowany
pachnie górami, albo fiołkami
zapachy takie, jakie wymarzysz
a czy wiersz pachnie? zbliż go do twarzy