Widokówki z Islandii

Autorzy tekstów: 

 

WIDOKÓWKI Z ISLANDII 

 

 

 

Spis treści:

Na jednym z końców świata - Wstęp

Autor: 

Na jednym z końców świata – widokówki z Islandii

Wstęp

           Włóczyłam się kiedyś po Islandii. Nie opowiadam o tym znajomym, bo nie rozumieją ... mojej tęsknoty za nieznanym. Podążałam, by poznać, uczynić moim ... chociaż jako nieznane już było moim światem.
           Przemierzając bezkresne pustkowie, gdzie drzewo jest cudem napotkanym przypadkiem, gdzie popiół wulkaniczny spod stóp wzbija się i osiada na twarzy, gdzie skała rzeźbiona górskim strumieniem przypomina trolla, a ziemia gorącym oddechem próbuje sięgnąć nieba i mokre pocałunki śle z ust gejzeru ku słońcu, którego prawie nie ma - chociaż białe noce ... , słyszałam jak wiatr mi śpiewa "jesteś u siebie".
 

Na jednym z końców świata - Widokówka I

Autor: 

Na jednym z końców świata – widokówki z Islandii

Widokówka I
Gdzie drzemie serce potwora - Katla

          Pewnego dnia stanęłam u stóp lodowca. Nieśmiałe słońce muskało lodowate lico miejscami rozświetlając błękitem. Jęzor spływał z góry jakby chciał pochłonąć całą dolinę jednym muśnięciem. Czy jedna dolina zaspokoiłaby głód takiego olbrzyma?
W powietrzu wiatr unosił grozę, otulał chłodem i rozrzucał w ciszę.
Nie wielu ludzi staje u stóp lodowcowego kolosa, jeszcze mniej stawia na nim stopę - nie wiem czy nie wystarcza odwagi czy brak zaciekawienia? Tego dnia byłam tam sama. I tylko wiatr mi towarzyszył - nie byłam pewna czy był mi wrogiem czy przyjacielem ... Chroniłam usta w szalu przed jego chłodnym oddechem.
          W tym miejscu, gdzie dookoła skały i lód, wiedziałam, że pod lodowcowym torsem skrywa się serce potwora - krater wulkanu Katla. Może właśnie czaił się, by otworzyć bramy piekieł ... Patrząc mu w twarz wyszeptałam sama do siebie:
- Co Ty tu robisz?
Odpowiedź - nie wiem czy ja czy wyszeptał wiatr:
- Cieszę się światem!

Na jednym z końców świata - Widokówka II

Autor: 

Na jednym z końców świata – widokówki z Islandii

Widokówka II
Nad zatoką w Husavik

          Krętą żwirową drogą przez magmowe pustkowie, które przypomina pejzaż księżycowy, dotarłam nad zatokę w Husavik. O podróży na księżyc nigdy nie miałam odwagi marzyć, teraz mogłabym powiedzieć, że marzenie się prawie spełniło. Za to odkąd szukając natchnienia nad mapą świata, odkryłam to miejsce, chciałam go doświadczyć, poznać zapach powietrza, zasmakować wiatru, wsłuchać się w opowieści morza, poszukać tęczy pomiędzy lądem, a horyzontem.
          Stałam na nadbrzeżu, gdzie przycumowane drewniane statki kołysane falą obijały się o siebie, postukując, trzeszcząc i stękając – jakby gwarzyły między sobą o morskich przygodach. Drugi z rzędu warczał ochrypłym głosem silnika, z komina unosiły się cykliczne kłębuszki dymu. Pomyślałam, że ten, to bosman wśród majtków – wydaje polecenia pykając fajkę. Zatęskniłam za morską przygodą – jeszcze dla mnie taką zagadkową.
          Nie wiele trzeba było, by sięgnąć po marzenia. Tuż obok na nabrzeżu stał drewniany budynek, na którym afisze kusiły przygodą. Kupiłam bilet. Znalazłam sobie wygodne miejsce na dziobie statku – bosmana. 
          Za plecami pozostawały kolorowe drewniane domki, im dalej, tym bardziej przypominały domki dla lalek. Na nabrzeżu ludzie maleli w oka mgnieniu, jak w bajce po wypiciu magicznego eliksiru. W tle góry sięgały nieba, ośnieżonymi szczytami zlewały się z pierzastą osnową błękitu. Wiodąc wzrokiem szukałam konturów próbując rozszczepić skały od chmur, oddać kamień ziemi, a mgłę niebu, pomiędzy pozostawiając śnieg – bezskutecznie.
          Tak wiodąc wzrokiem wędrowałam po grzbietach, zboczach, przez przełęcze, aż dotarłam na drugi brzeg zatoki. Tam nie było górom końca. Wyrastały z ziemi jak wojsko ustawione w szeregach – armia wulkanicznych skał w białych lodowcowych czapach. Gotowi do walki żołnierze trwali w milczeniu oczekując rozkazów wodza – wulkanu zdolnego do zrywu w każdym momencie.
Surowy obraz przykuł wzrok, wyobraźnia wspinała się zdobywając szczyty, a serce chłonęło radość chwili. 
          Poruszenie na statku przerwało mistyczną wędrówkę. Na wodach zatoki pojawiły się ciemne plamy. Ktoś palcem wskazywał jedną z nich, płynęła przesuwającą się równolegle do linii brzegu. Nagle z wody wynurzył się czarny grzbiet – mała bezludna wysepka – sunęła niczym łódź podwodna. Wzrok osiadł na tym dziwie natury i płynął muskany falami. Wyspa zanurzyła się, wzrok odbił się od tafli wody i wzniósł się wraz z wynurzającą się czarną szeroką płetwą, poczym runął z pluskiem w wodę.
          Nim zrozumiałam ten cud, rozchlapane wielorybią płetwą szczęście przeniknęło w moja duszę, rozlało się po ciele, otuliło ciepłem serce, uniosło mnie na palcach i eksplodowało radosnym śmiechem. Tyle szczęścia rozchlapanego wielorybią płetwą …
          Na moim statku – bosmanie bosman roznosił gorące kakao i babeczki. Oprószone przygodą smakowały niesamowicie potęgując szczęście, podczas gdy statek wracał do portu. W oddali miniaturowe figurki na nabrzeżu nabierały rozmiaru, jak w bajce po wypić magicznego eliksiru. Kolorowe domki dla lalek rosły w oka mgnieniu, im bliżej tym realniejsze.
          Opuszczając Husavik zatrzymałam się przy drodze na wzgórzu, skąd roztaczał się widok na zatokę. Jeszcze raz głębokim oddechem wchłonęłam zapach powietrza, posmakowałam wiatru, zasłuchałam się w morze. Nad zatoką rozwinęła się tęcza. Pomyślałam:
- W takim miejscu marzenia przestają wydawać się nierealne.

 

Na jednym z końców świata - Widokówka III

Autor: 

Na jednym z końców świata – widokówki z Islandii

Widokówka III
Na dachu piekieł - Krafla

           Był pochmurny dzień, gdy stanęłam na dachu piekła, bo tylko do dachu piekieł można porównać to miejsce na naszej matce Ziemi. 
           Stanełam przed bezkresnym czarnym polem, gdzie zwały zastygłej lawy przeplatały się warstwami rozdzielając okresy, znacząc dzieje tego miejsca. Powierzchnię przykrywał magmowym popiół - jeszcze gorący. Białe opary ze świstem wydobywały się z podziemi, kłębiaste dymy unosiły się ku niebu z mozołem, dając dowody, że w piekle nie śpią. Badałam wzrokiem każdy kawałek lawowego pola, każde miejsce ziejące oparem, każde tchnienie z głębi ... Niełatwo na takim podłożu postawić stopę, strach nie pozwala. Serce dygocze - chciałoby, a lęka się.
           Miarkowałam kroki idąc po spieczonej popękanej skorupie, bacząc, by nie wpaść w szczeliny - kto wie jak głębokie. Tu rozstępowała się ziemia, gdy w piekle wrzało - może trafiał tam właśnie ktoś w życiu nadmiernie szczęśliwy. Nie zabliźniły się rany, rozstępy pozostały. Gdybym wpadła, może sięgnęłabym jądra planety - ciekawa perspektywa, zważywszy, że lubię podążać za nieznanym. 
           Przemierzając spękaną powierzchnię nie napotkałam ani źdźbła trawy. Tu oddech piekieł wszystko wypalił, resztki skruszył i rozwiał wiatr na cztery strony świata nie pozostawiając ni pyłku, ni ziarna, z którego mogłoby odrodzić się zielone życie. 
           Postawiłam stopę na dachu piekła, pomiędzy dymiącymi kominami wyznaczyłam własną ścieżkę. Dławiąc się własnym oddechem, przykrywałam usta i nos z trudem wdychając przepełnione siarką, rozpalone powietrze - wiatr go nie studził, nie miał tu wstępu - zbyt boski. 
           Stałam na dachu piekieł - wolna, bez żadnej troski. Serce szczęściem łomotało, dusza śmiała się pełną gębą. 
           Wraz z promieniem słońca -zaciekawione nieśmiało wyjrzało zza chmur, napłynęła refleksja:
- Czyżby na dachu piekła zaczynało się niebo? ... A może rozkosz, której tutaj zaznała moja dusza, jest grzechem ? ... Czyste szczęście - czy tylko w niebie?