CYKL POETYCKI "NA SŁODKO"
Spis wierszy:
Potrzebuję czekolady
zjeść ją muszę, nie ma rady!
Gdy rozpłynie mi się w ustach,
słodka będzie to rozpusta...
Z orzechami, z bakaliami,
kokosowymi wiórkami,
zwykła mleczna, gorzka, biała
dla mnie każda jest wspaniała!
Smak ten tak rozpieszcza mnie,
a więc bardzo dziś jej chcę!
Moja słabość, grzeszna wada -
pyszna, pyszna czekolada...
Słodka recepta
zalecana na smutek,
bez większego wysiłku
odnosi natychmiastowy skutek.
Jakiś czas temu
w chwili przygnębienia,
upiekłam ciasto w kratkę
bliskim dla pokrzepienia.
Wzbudza zdziwienie
wyglądem szachownicy,
goście mile zaskoczeni
bardzo szczęśliwi domownicy.
Przy poczęstunku
ciasto cieszy oczy-
brak miejsca dla frasunku
rodzinna dyskusja się toczy.
prawdy powszednie głosi wiernie
przykładem świeci także w nocy
do serca wszystkim trafia celnie
zamknięte oczy ma „pod kocem”
moralizuje tak, jak umie
z pasją i ogniem wciąż zaprzecza
wyższości serca nad rozumem
równości Boga i człowieka
brzydzi się gniewem, na winnych pluje
szuka wciąż ludzi siebie godnych
co ma z człowieka? nic. smakuje
jak wyrób czekoladopodobny
mrużąc oczy, świata nie widzisz do połowy
a dzień nie jest krótszy od nocy
co mamy? myśli, wiersze i rozmowy
i smutek, co maleje, drżąc
dzieląc się, przecież tracisz o połowę mniej
częstujmy się wzajemnie sobą
czekoladką niech smakuje każdy dzień
(najlepiej orzechową)
sernik
(z cyklu „na słodko” - I)
do ust przykładając wskazujący
z nadzieją przygarniam miłą ciszę
odcinam powiekami zmysł wzroku
a ona muzyką mnie kołysze
pragnieniem sklejone dwie dłonie
uwierzyłem, prawa z lewą w myślach
wirtualnie odlatuję... został
taniec w pałacu na suchych liściach
wzdłuż słonego potoku silniejszy wrócę
z wierszem, sernikiem na kruchym cieście
z lekiem na ból, kompozycją ze słów
polaną czekoladą i szczęściem
moje wino
(z cyklu „na słodko” - II)
moje wino, moje bardzo słodkie wino
zakwitnie, gdy wiosną w sadzie śniegi zginą
w pachnących bukietach zaczną tańczyć pszczoły
przymrozki ominą, to zbiór będzie spory
pospadają płatki, kuleczki zostaną
dojrzeją, zachwycą czerwonych barw gamą
razem nazrywamy pełniutkie koszyki
a tobie założę wiśniowe kolczyki
cukrem zasypane w balonie owoce
przemienią się w nektar, a zimą utoczę
do gąsiora wina i skradnę całusa
pomiędzy lampkami z napojem bachusa
lody nad fiordem
(z cyklu „na słodko” - III)
trzask drzwi, dwa obroty kluczem, pustka zamknięta.
szybko zanurzam stopy w stromych stopniach. piętra
mijam i donice z lawendą, która wokół
rozsiewa upajający zapach i spokój.
wolno przez podwórze, znów w dół główną ulicą.
przystaję, w oddali przystań, jachty kotwiczą.
wyglądają jak łódki w cynkowej miednicy,
a domy bajkowe, drewniane. ciężko zliczyć
w oknach rzeźby, figurki, lampiony i kwiaty,
głównie storczyki. przyjemnie jest się pogapić.
brak płotów, równo przycięte dywany z trawy.
zbliżam się do fiordu, czuję jak wiatr niemrawy
rozpoczyna romans z moimi blond włosami,
delikatnie porywając do tańca. z wiśniami
zjem lody w tawernie. czas wracać, przestać marzyć,
tu miejsce dla samotnych, lecz tylko żeglarzy.
nos w cukrze pudrze
(z cyklu „na słodko” - IV)
w ustach wanilii czuć posmak gofra
następny zaraz, długo nie potrwa
krótka bezczynność, w tym czasie mogę
malować myśli, każda o tobie
co teraz robisz, czy szczęście masz
czy wiatr, co twoją opływa twarz
dotrze z zapachem, wtargnie przez okno
tak bardzo pragnę, żeby mnie dotknął
czy cię obchodzi, że łzy miast soli
do ciasta daję, mniej wtedy boli
gofrowe serce już upieczone
(tęsknię za twoim) zjedzone, koniec
przylepiłem się
(z cyklu „na słodko” - V)
nasypię puder na twoją dłoń
zdmuchnę i zniknę w cukrowej mgle
czy do powrotu coś mnie skłoni?
czy będzie słono, czy będzie źle?
na pewno czasu wiele więcej
dużo mniej smutku, męczyłem, wiem
zostawię wiersze i słodkie ręce
bo cukier puder też lepi się
obliżesz palce, zechcesz to znajdziesz
w obłoku z waty z tego co krzepi
na sercu przypniesz jak szeryf gwiazdę
żebym się nigdy już nie odczepił
przy podlewaniu
pani pachnie cynamonem
a wspomnienia migdałami
oczy pani w jedną stronę
jego wzrok jest omijany
nikt jak on nie kochał panią
łąk kawałki wkładał w dłonie
teraz puste, próżny wazon
kwiaty tylko na balkonie
przepadalność
(z cyklu „na słodko” - VII)
uwielbiam, może kocham? raczej nie
powiem tak – dobrze mi jesienią
poruszać się wśród opadalności
kropel deszczu, szumliwości wiatru
gdy wokół stóp szelestność liści
w domu chwytliwość ciepłej dłoni
przytulność i słodkość szarlotki
z twoją posypliwością cynamonem
wiersz przed snem i zasypialność
z szeptliwością czułych słów
makowa miłość
(z cyklu „na słodko” – VIII)
szaleńcza z obłędem
błądzi po manowcach
szaleju nie jadła
ja zjadam makowca
czas przyszły i przeszły
po plecach ciarki, skrywa
strach straszna – nie gryzie
bezzębna zła szyba
manszetą spętane
zaciśnięte pięści
rozwalam makabrę
pod stopą szkło chrzęści
samotność na wargach
spierzchły bez kompotu
zabrakło, coś kapło
z ust kłamstwo, sól z potu
siąpi maczkiem skóra
uciekam z mansardy
roztrzęsiony zimnem
zimny, blady, martwy
jeszcze żywy szukam
ciepła na manowcach
płaczę, przytul proszę
nie mam już makowca
cukier
(z cyklu „na słodko” – IX
potrafiła sprawić, że zacząłem zaglądać
do senników i horoskopów. wygadywałem
jakieś bzdury o istnieniu miłości, a wiersz
miłosny płynął za wierszem. wywoływała
nic nieznaczącymi gestami prawie wszystko,
od nieopisanej radości do uścisku
w środku, w sercu. zwariowałem, byłem szalenie...
ale spoko, luzik, szybko wszystko spieprzyłem.
potrafiłem sprawić, że zacząłem zaglądać
do kieliszków, źródło w barku na szczęście wyschło
tylko wiersze przesolone płynęły dalej.
pieprzę i solę, a cukier coraz to droższy.
we mnie mnóstwo wierszy, tylko one milczą.
migdały
(z cyklu „na słodko” – X
wysoko sięgam, by zerwać dla siebie
trzask i upadek, złamane marzenie
tak bardzo chciałem, lecz szanse są marne
bo wcześniej inne wyjadłem bakalie
nic nie upiekę, bez keksa niedziela
stygnie piekarnik, razem z nim nadzieja
słodkie na drzewie dla innych zostały
a dla mnie tylko niebieskie migdały
w zapachu truskawek
(z cyklu „na słodko” – XI)
dolega mi anemia twojej obecności
poziomu optymizmu nie podnosi nawet
truskawkowy miesiąc, ciężko się uśmiechnąć
pyszne całe w śmietanie, tylko dni dziurawe
wypełnią się gdy ze mną będziesz zjadać deser
czworo oczu zobaczy dużo więcej nieba
siódmego do potęgi miłości i trzeciej
degustacja trwa słodka, aż dzień zacznie ziewać
po zachodzie zamknięty z tobą w śnie do pary
odegramy marzenia zapisane w wierszu
idealny to obraz, chociaż arealny
pocałunkiem nad ranem zagłuszysz szum deszczu
podkurek
(z cyklu „na słodko” – XII
wiosną
byłem słodki
jak urodzinowy tort
zdmuchnęłaś płomienie
i przed świtem dałem się zjeść
w tej części przerośniętej wierszem
słodkiego Nowego Roku!
(z cyklu „na słodko” – XIII)
a kiedy mnie nie będzie – źle mówisz, bardzo źle
to może jak będę – teraz lepiej, słucham słów
upieczemy makowca, bakalii w nim mnóstwo
całego skroimy – dobrze mówisz, dalej mów
długo będziemy jeść, zaczniemy od rodzynek
ze środka je wyjemy – rozkosz... już lubię cię
potem skórka miodowa, na końcu z ciastem mak
a kiedy go nie będzie – znów źle, znów mówisz źle
to wyciągnę ptasie... – nie mów? mów! pysznie mi
…mleczko, najpierw zjemy z czekolady każdy bok
dookoła z wszystkich stron, na sam deser biała
pianka, ale... – cicho... taki słodki nowy rok