zagłuszony deszcz

zagłuszony deszcz

 

tamtej wiosny siąpiło, byłem przemoczony

aż do ostatniej suchej niedzieli i nitki.

po cienkiej trafiłem pod z dłoni deszczochrony

i w sam środek domowego ogniska. iskry

 

rozpalały w źrenicach jaskrawe płomienie

ukryte za rzęsami, a pod kołdrą myśli

prześwietlone księżycem od stóp do głów. w ciemnej

oraz dusznej przestrzeni pościeli chcieliśmy

 

tak namiętnie się wyspać, wysadzić w powietrze

zmęczenie wydychane wraz z dwutlenkiem smutku.

sen w cztery powieki zakończył najlepsze

akty dramatu. wrócą? mam marzyć do skutku?

 

pamiętam tamtą wiosnę jak wczorajszą zimę.

myliłem krople deszczu zmrożone w lód, by żyć

bliżej, a może dalej od wspomnień. zapomnę

tamtą wiosnę, żeby ją nigdy nie powtórzyć.