Namaluj mi lato
tak dżdżyście dzisiaj za oknem;
ostanie liście tańczą, jak szalone
i w deszczu jesiennym mokną.
A ty, namaluj mi polne kwiaty,
w letnich barwach z całej palety
szeroki łan lnu, co się bławaci
i modraczka niebieskie rozety.
Drżące dzwonki fioletowego orlika
dzwoniące na capstrzyk świetlikom;
bramę zwieńczoną różanym portykiem,
mieniącą się od rosy, gdy świta.
Proszę, nie zapomnij o czerwieni,
ożyw pejzaż akcentami lata;
wstaw maki krwiste pośród zieleni
i potargaj bratki na rabatach.
Zbudź znużoną cykadę w oczarach,
rozwieś lekkie spojrzeń firanki
i mgły tajemniczej na moczarach,
letnie westchnienie kulistej kocanki.
Wiem miły, że malować potrafisz,
pocałunkiem, spojrzeniem, gestem;
zdradza ciebie twych oczu szafir,
w takich chwilach czuję, że jestem.
Nas uwiecznij między wieczornikiem,
o zmierzchu w chińskiej altanie...
Śpiesz się miły, nim widzenie zniknie
i czar chwili działać przestanie.