Tajemnicza scheda

( Do Babki Marianny Kossowskiej )

Zgrzytnął klucz, ustępuje żelazna brama,
jakby czekało na mnie domostwo stare.
Bliższe poznanie się nie było nam dane.
Powód - twoja duma i rodzinne swary.

Zmierzam Twoją lipową aleją ku drzwiom,
gdzie naznaczony od lat twoim istnieniem,
zza parkanu, jak twierdza okazały dom,
otulony tajemnicą i przeszłości cieniem.

No właśnie - pytam Ciebie Babko, dlaczego ja?
Czyżby zaważyło jedno, odległe spotkanie?
Nie gościłaś w mojej pamięci, nawet w snach,
zabrakło woli na bliższe ze mną poznanie...

Czy to jakaś zemsta za mezalians matki,
by sprezentować diabelski podarunek?
W schedzie - tajemnica, dom, twoje manatki,
zamordowana miłość, jak diabelski trunek.

Wybrana przez Ciebie do wspólnej zabawy,
by złożyć pejzaż rodzinny, niedokończony,
kierujesz zza grobu w myśl swojej zasady,
ja, układam puzzle Twoją wizją wiedziona.

Wszak czułość - to dla ciebie był zbędny tłumok.
Charakteru skrytość, niczym zamknięta szkatuła,
jeszcze czasem słychać Twojej laski stukot,
muzykę, co po pustych pokojach się tuła.

Każdego dnia odkrywam rodu tajemnicę
szukając w pamiętnikach brakujących ogniw,
w starych kufrach z sekretnym teatrem życia
kobiety, do tych z traktorów - niepodobnej.

Za bramą konały dni czynów i haseł...
Z fortepianu spod palców snuły się melodie,
grałaś muzykę, jakby z bocznego czasu,
odgradzając się od czerwonej demagogii.

Tym samym byłaś solą w oku okolicy,
nie dając sobie do końca zedrzeć maski.
Wbrew płytkim trendom żyłaś niepospolicie,
na przekór nowej ideologii i jej wrzaskom.

Co jest tu na wzgórzu odludnym, na skraju
miasta, że wciąż powracam nienasycona?
Czy to sąsiedztwo lasu i Czarciego Jaru,
gdzie diabeł z miłości niespełnionej skonał?

Idę drogą między koniczyną, a żytem,
gdzie, odnalazłaś czarta, obolała starością.
Jak w legendzie- pokochałaś, lecz on już - niebytem,
był obok, jak ów diabeł - zmęczony miłością.

Prawda o Tobie tonie w mrokach przeszłości,
lecz dusza Twa krąży kolcem róży przebita.
Kwiat ten zakwitł we mnie, jak znak nieskończoności
rodu, więc zakładam na siebie Twoje życie,

by je oswoić, jak oswoiłaś przemijania absurd,
skryta za parkanem w masce Kolombiny.
Podjęłam pałeczkę, rozcieńczając twój absynt,
likier życia, gdzie nie ma skutku bez przyczyny.

Jestem już Tobą, a Ty mną – bezsprzecznie,
tak jak chciałaś, nie tylko podobna fizycznie.
Uwierzyłam w rychły renesans - to konieczność,
i w sens życia, by zdusić myśli nihilistyczne.

Uchylam enigmatycznej szkatułki wieczko.
Ten drobiazg jest więcej wart niż scheda cała!
Dałaś mi kluczyk do ogrodu duszy i jego piękna.
Dar z innej epoki i Ciebie w nim – pokochałam.

Przechodzę bramę Twoim kluczem otwartą,
odnajduję ostatni puzzel, niepewność znika.
Mimo deszczu za oknem, chmur gromem rozdartych,
kontynuuję Babko wpisy do pamiętnika!

Wąbrzeźno 1980 r.