Na sen nie biorę

Na sen nie biorę

Trudno jest złowić sny, gdy są bardzo daleko,
upadły gdzieś niemocą na obcą poduszkę.
Niebokrążca zaś w oczy kieruje reflektor,
muska lekko powieki, jak gdyby opuszką.

Nie śpię. Misterium nocy poświatą liźnięte
za firankami wydeptuje srebrne ścieżki.
Oczekiwanie zalega w pościeli zmiętej,
w palcach rozcieram zniecierpliwienia mereżki.

Madejowe łoże na blat biurka zamienię,
by zabełtać słowa z inkaustem w kałamarzu.
W świetle lampy po kątach skrywają się cienie,
noc, jak nalewkę wiśniową – liżę dla kurażu.

Nagle z jutrzenką, gdy już milkną słowiki,
zjawia się ten, co dla koncertu kląskań zdradził.
Morfeusz w pachnący sen czerwcowy spowity,
nad ciałem marnym - celebrę jaśminem odprawił.