Spacer nad Sanem


mgły w oczeretach snują swe widziadła
w trawie brzmi szczebiot – pogawędki świerszczy
szkli rosa perły ciemność już przepadła
słońce strzeliło topiąc promyk pierwszy

z uśmiechem ślizga się po tafli wody
nurt na płyciźnie wartko struny stroi
przejrzysty kryształ marszczy wiecznie młody
rozwija wstęgę sennie i powoli

San zamyślony – dostojność Pogórza
z gwarem Soliny szemrze mit Bukowca
wdarł się przełomem wsparł na dumnych wzgórzach
król Podkarpacia sunie po manowcach

w szuwarach ciche pogwarki z sitowiem
kołysze wierzby subtelnym balansem
wiatr ruszył harfę rozhuśtał listowie
na wodzie z cieni układa pasjanse

w oddali czapla moczy długą szyję
pstrąg wybudzony świecą w górę skacze
bóbr swą fryzurę czesze - łapki myje
sznurem się spławia stado dzikich kaczek

San spiął ostrogi kipi między skały
szepce w kamieniach łaskocząc lipienie
by lawirować niżej oniemiały
zakola kręci z sennym zamyśleniem

ważki pląsają ziela woń odurza
i lustro wody patrol klenia bada
magiczna przystań w przytulonych wzgórzach
rzeka czaruje - szemrząca ballada