grochy
grochy
o Boże! – rozległo się po stokroć i więcej
bez ułamka wiary na odzew adresata
rzewne grochy rozlane jak mleko, a ręce
opadają ich śladem, lecz nie ma co płakać
ziemia, po której stąpasz jest wodoodporna
wylane dość prędko jak nieszczęścia parują
złudnie nieba sięgają, każda tego głodna
by przeniknąć przez błękit nad burzową chmurą
niełatwo się wybudzić z dusznego nastroju
z podniebnego koszmaru też trudne zadanie
zaklinaniem deszczu nie powstrzymasz żywiołu
dobrze wiesz, to rzucanie jak grochem o ścianę
dopóty będę grochem, dopóki ty ścianą
uwierz mi na słowo, to nabiorę ochoty
przetoczę przeziębione niebo i zostaną
do bujania obłoki i parasol w grochy