Z zielnika

Z zielnika

Czemu żeś nie miarkował zadając mi ziele
miłosne (gdy ciebie nie ma wciąż trwa twój zamysł),
że muszę sypiać na poduszkach z chmielu,
wdychać opar kamfory, w dłoni ściskać jaspis ?

Proszę, oddaję wspólne, wonne wspomnienia,
dawny wiew zielnych dni i szeptów cichych nuty,
czterolistną koniczynę schowaną w kieszeni,
w zamian podaj naparu z melisy i ruty.

Na zapomnienie tych nocy w aksamitach,
zraszanych deszczem gwiazd, niech warg spiekoty
wypiją duszkiem wywar z maku, by śnić do świtu,
zapominając, gdzie ukryłam ciebie w tęsknocie.

Już nie odkrywam ponownie tych dróg którędyś
szukał gorących źródeł okazując niecierpliwość,
rozcierając mnie w palcach, jak kwiat lawendy,
podaj mi w nalewce - lawendową osobliwość.

A gdy przestanę już tęsknić i śnić o tobie
i śmierć spowije ciało w balsamiczne pęta,
z zielnikiem pod głową złóżcie mnie w grobie,
niech dusza, każde zioło z osobna - pamięta.