Podkarpacie - moja miłość

znajome wzgórza wzrok omiata co dzień
wdzięcznie falując spływają ku łące
straż horyzontu - szczyty z niebem w zgodzie
trwają od wieków wyniośle milczące

wspięły się dumnie w błękitu podwoje
i wzrok pragnieniem sięga niczym orzeł
potężny masyw usypia spokojem
chłoniesz choć znane i odejść nie możesz

zbocza utkane ugorów łysiną
w ciszy poranka schodzą kaskadami
górą obłoki z melancholią płyną
w zakolach lasu kojący aksamit

przepaści głębie z senną wody strugą
spadają wężem wijących wąwozów
z szeptem nurt toczą wartką wstęgą - długą
cień w mgle się tuli w drzew zielony kożuch

miedz rozczochraniem – z tarniną i głogiem
pól szachownicę pociął czas romantyk
w zakątku raju płynie życie błogie
cicho przysiadły u podnóża chaty

doliną rzeka dyskretnie przemyka
słońce na wschodzie zaczyna się skradać
za moment zagra kwiecista muzyka
świt budzi księgę górskich opowiadań

czar Podkarpacia majestatem urzekł
co dzień wycieczką myśli oczy kuszę
tajemną siłą przyciąga pogórze
dostarcza sercu zadumanych wzruszeń