Kosmyk tamtych dni
Ruszam sitowia
masywne góry
szybką drezyną
przecinam sznury
Kaleczę mowę
rozkładam ręce
w wannie przesypiam
twoje odejście
Kiedyś tęskniłem
za panną czystą
woalem lasu
suknią srebrzystą
Minęły smutki
deszczowe słoty
rzuciłem w niebyt
perłowe włosy