Bezsilność

byłem bezradny gdy umierały
na moich oczach odchodząc gasły
bo bladolica śląc oddech biały
mroziła wszystko - sypała zaspy

zdały się krzyczeć błagalne - pomóż
kiedy konały w całunie rozstań
przecież nie mogłem zabrać do domu
z niemych przyjaciół żaden nie został

niedostrzegalne szeptały - żegnaj
w ostatniej trwodze marzły skulone
wszystko co drogie zabrała wredna
okryła kwiaty agonii szronem