Kresy życia

poruszyłem ranki smagającym wiatrem
uniosłem gazetę z informacją jutra
kiedy wrzos wilgotny stanowi uciechę
ja przechodzę klify szeleszcząc barwami

jeden mały fokus tworzy podświadomość
podest przeobrażeń snuje nagie cienie
tam gdzie te przecznice nadają kierunki
wzrok jest wciąż ubogi chowam do kieszeni

czas jest jak leczenie walczy z symptomami
zatrzymuje przestrzeń wtedy kiedy trzeba
albo kroi raka co trzyma na lędźwiach
rękę już sflaczałą padoki do nieba

wyróżniając końce masowych wybiegów
szuka alternatyw dla dzikiego zwierza
gdyby jednak zwątpić i pójść w ciemną stronę
czeka tam mielizna grząska i nieświeża

więc gdy poruszamy zbolałe kończyny
róbmy to wciąż z głową a nie inną częścią
tamto kiedyś uschnie kres zapowiadając
niczym stare liście na koronie drzewa