Maj
Maj
Z oddalonych pastwisk niesie się woń ziela,
a znad łąk kosmatych i kwiecistych warkoczy,
na skrzydełkach ruchliwych etiuda pszczela
błąka się po ciszy południa aż do nocy.
Tylko wskoczyć nie bacząc... na oślep, na głowę
i utonąć w soczystej trawie najzieleńszej,
w złoto rzepaków, w łan zbóż turmalinowy...
Przysiąść chwilą na wyspie pomiędzy kaczeńce.
Przesiąkasz mnie światłem i przelewasz błękity,
zanurzasz mnie łagodnie w zieleń aż po szyję,
w twych oczu błyszczydłach, co w moich odbite...
znów mogę kochać. Czuję, że naprawdę żyję!
Przyjdź maju z konwalią, niczym kochanek nocą,
i dotknij mych ust spłoszonej dawno czerwieni...
Nasącz proszę wieczoru zbawienną wilgocią,
wejdź do mego ogrodu – czekam cała w zieleni.