Lew Lechistanu pod Wiedniem
oblężony drżał mur chrześcijański
gdy obłudnie uśmiechał się Paryż
szybkim marszem podążył mąż prawy
papież nagląc dopraszał się łaski
ciężkie hufce prowadząc w odsieczy
przebył Dunaj i Lasek Wiedeński
szedł z husarią Jan trzeci Sobieski
by zapędy tureckie zniweczyć
gdy na wzgórzu zagrzmiały armaty
z trwogą biły już serca Osmanów
miał wieczystej dzień spełnić się chwały
groźne szyki wiódł Lew Lechistanu
spędził z pola janczarów pod kopie
jak lawina chorągwie szły w szarży
rozbił Turków w miażdżącym galopie
w pył spahisów precz pierzchli Tatarzy
gnał w nawrocie tratując piechotę
rwał jak taran miażdżący zwycięski
legły w polu tysiące pokotem
dumny Turek nie ustrzegł się klęski
Wiedeń witał zbawienia sztandary
lśnił ku niebu las kopii w podzięce
skrzydła glorię na wietrze szumiały
a zwycięzca słał list Marysieńce