W księżycowej poświacie

W księżycowej poświacie

W księżycowej poświacie
przedziera się przez
rozdygotane lipcowym wietrzykiem lipowe liście
zimny srebrzysty promień księżycowy,
a na niebie w sukni gwieździstej,
a pod lipą bez sukni,
tańczą białogłowy.

Niczym rusałki na jeziorze,
niczym nimfy wśród mgieł na łące,
rozchichotane, zwiewne, powabne, urocze,
a z ich śmiechem współbrzmi świerszczy koncert.

Lecz nieszczęsny młodzieniec,
co o jednej porze obie dostrzeże.
Niechaj czym prędzej padnie na kolana,
niechaj zmawia pacierz za pacierzem,
by pełnym rozumu doczekać rana.

Bo jak głoszą wieści wśród ludu,
obie panny porzucono w dniu ślubu,
obie tej samej letniej nocy
pod starą lipą rzuciły się w otchłań rozpaczy
i przepełnione gorzkim żalem
poprzysięgły na każdego młodzieńca
rzucić czary.

Bądź ostrożny spacerując w poświacie księżyca,
byś bezwiednie nie zawędrował, gdzie stara lipa,
gdzie w tańcu wirują dwie białogłowy.
Nie uchronisz serca przed zachwytem, umysłu przed obłędem.
Pomyślisz, że to sen, lecz życie stanie się koszmarem.