Potrzebą serca
z gliny i łez Prometeusza
choć tytani chłopięce dłonie
broń chwytała młodzieńcza dusza
niosąc w oczach z Olimpu ogień
jak falangi zbrojne ateńskie
na ostatni w życiu Maraton
ich odwagę niósł koń pod dzieckiem
by zagrodzić drogę satrapom
szła bezwiednie gdzie oczy niosą
a tęsknota wiodła w rozpaczy
oszalałe biło co począć
sercu trudno to wytłumaczyć
pierwsza miłość sanitariuszki
spadła w szańcach na nich tak nagle
był tu wczoraj i gdzieś być musi
tysiąc mogił nadziei żadnej
więc szukała jak obłąkana
nieprzytomnie błagając niebo
krzyż brzozowy - zwiędły kolana
wyszeptała z jękiem - dlaczego
wroga czerwień u wrót Warszawy
młodociany bagnet nacierał
w piekle bitwy setki konały
by za matkę w ciszy umierać
heroiczni choć jeszcze młodzi
legli w boju od kul armatnich
nastoletni lata patrioci
hołd złożyli po raz ostatni
bagnet kąsał lazła „szarańcza”
bezimienny bohater dzieciak
pierś nadstawiał ginąc na szańcach
śmierć tysiące brała w objęcia
zasypiając na zawsze bledli
tęskniąc jeszcze do ramion matki
cud ciałami pola zaścielił
ochotnikom sen oczy zaszklił
padli chłopcy - cudu nie było
był patriotyzm i krew młodzieży
weź im powiedz cicha mogiło
komu za to hołd się należy