Przytul ból i tęsknotę Janeczka
dlaczego nie walnęłaś pięścią
przecież mogłaś ty o rok starsza
kiełkującą ośmielić męskość
zamiast niemo wzrokiem zapraszać
na twój widok me serce drżało
ogień spojrzeń wciąż przeżywałem
mogłem tylko zerkać nieśmiało
śnić po nocach że kiedyś razem
wędrowała sztubacka miłość
blisko ciebie nie znając miejsca
bo uczucie w piersi paliło
wiecznie szepcząc nieme Janeczka
jeden wieczór mógł tamten ogień
zmienić życie w żywe płomienie
były blisko wstydliwe dłonie
lecz uciekły z onieśmieleniem
wielkie miasto porwało w szpony
mogłem tylko w ciszy pomarzyć
pisząc smutne tęsknoty strofy
śniąc po nocach owal twej twarzy
nie potrafię sobie przebaczyć
tamtej nocy mogłem zatrzymać
a wróciłaś ku mej rozpaczy
niczym anioł w bieli niewinna
byłem z tobą dalej nocami
nie umiałem uczuć wymazać
więc chodziłem koić – ból dławił
rosząc łzami ciszę cmentarza
tuląc w tobie zimną mogiłę
gdy ból jątrzył otwartą ranę
rozdrapując sztubacką winę
śniłem co nie było nam dane
byłaś Nusia jak anioł przy mnie
powielałem wciąż twoje kopie
złudą karmiąc przegrane życie
żeby kochać zamkniętą w grobie
czy cię spotkam tego też nie wiem
los okrutnie serca okłamał
chciałbym choć raz przytulić w niebie
za nieszczęsny życiowy dramat
wciąż przychodzisz śląc wielkie oczy
i szepczemy wzajemne przebacz
ranek co dzień me szczęście płoszy
rozrywając serce Janeczka