Po imieniu ... - Rozdział II

Autor: 

 

Rozdział II
 
Sen nadpłynął - nie wiem kiedy, ale przyniósł błogi spokój … niestety na krótko. Ze snu powoli wybudziła mnie melodia Fantaisie Impromptu Chopina.
Uwielbiam Chopina – jego muzyka rozchodzi się po ciele dreszczem, otulając duszę przeświadczeniem, że właśnie dzieje się coś niezwykłego. Czasami myślę, że muzyka Chopina jest jak wagonik kolejki w wesołym miasteczku – gładko sunie po torze, aż wpada w serpentyny zakrętów, które szarpią nim przechylając na boki – ekstremalne przeżycie, a po chwili wraca na łagodny tor i delikatnie sunie, sprawiając wrażenie, że tak było od początku przez całą trasę. Po takiej przejażdżce zawsze kręci mi się w głowie … po muzyce też.
Fryderyk dygotał na nocnej szafce wygrywając coraz głośniej tak dobrze znajomą melodię. Tylko dla jednej osoby ustawiłam tę melodię jako dzwonek. Nie wierzyłam, że dzwoni.
         Usiadłam na brzegu łóżka, wzięłam telefon do ręki, ale nie odebrałam rozmowy. Wczytywałam się w zielone imię na wyświetlaczu.
- … a więc dzwoni – pomyślałam nie rozumiejąc czy mnie to cieszy czy złości.
Fryderyk ucichł, zgasł i przestał dygotać. Dygotać zaczęło serce – jakby przerażone, że właśnie coś utraciło.
Utraciło, ale nie w tej sekundzie, gdy zaległa cisza, a wczoraj, gdy nie zjawił się chociaż obiecał … Czekałam próbując sama przed sobą usprawiedliwić spóźnienie, dopóki nie zrozumiałam, że nie przyjdzie.
Nie układało się od miesięcy ... dwóch. Może to niedługo – nie wiem, może należało przeczekać, nie domagać się, nie stawiać warunków … ale jak długo? Nie lubię niedopowiedzianych … , nie lubię złudnych domysłów, które podążają krętymi ścieżkami i nie wiadomo czy już minęły czy dopiero miną się z prawdą.
Odwołane spotkania, spóźnienia - usprawiedliwiał ważnymi sprawami … wiecznie pozostawały niezałatwione. Wisiały w powietrzu jak czarne chmury i tylko nie było wiadomo czy spadnie z nich deszcz czy grad.
Rozmawiałam, wyjaśniłam co dręczy, co boli, czego brakuje. Obiecywał, ... nie dotrzymał.
Domagałam się, stawiałam ultimatum – albo ja albo one – te enigmatyczne ważne sprawy. Nie miałabym nic przeciw nim, każdy ma ważne sprawy, te jednak były zastrzeżone tylko do jego wiedzy, to wykluczało wspólną przyszłość. Nazwałam je Zofiami, po Zofii, która była dla mnie tajemnicą przez lata, dzisiaj jest … nie moja - tak bardzo obca.
         Niepewność – nie lubię tego stanu – iskra zapalna konfliktów, których pragnęłam uniknąć. Chciałam wszystko wyjaśnić, ustalić … wyznaczyłam spotkanie – ostateczne. Nie przyszedł.
         Fryderyk ponownie rozdźwięczał melodią Chopina - rozniosła się po pokoju jak zapach perfum. Odebrałam.
Po drugiej stronie kobiecy głos zapytał „czy żona …” . Odparłam, że „jeszcze nie” – nie wiem dlaczego, przecież nie zamierzałam ... Poprosiłam, powiedziała – był wypadek – wczoraj. Spytała czy mogę przyjść, podała numer sali – 33.
 

 14 sierpnia 2011