Moje wakacje

Autor: 

Moje wakacje

Jest połowa czerwca. Niebawem koniec roku szkolnego. Już są w sprzedaży pierwsze czereśnie. Widok tych moich ulubionych owoców nabierających rumieńców od ciepłego słońca na drzewie przy domu, przypomniał mi moje wakacje po skończeniu ósmej klasy szkoły podstawowej.
Piętnaście lat, to wiek, w którym młody człowiek zaczyna się interesować płcią przeciwną. Moje wyobrażenie o kontaktach damsko–męskich było wtedy mizerne. Jeśli miłość, to platoniczna, uduchowiona, a kontakty powinny się ograniczać do trzymania za ręce, powłóczystych spojrzeń, westchnień i patrzenia sobie w oczy. Jednak młodzi chłopcy mają zdecydowanie inne wyobrażenie o uczuciach.

Na te ostatnie moje wakacje po podstawówce zaprosili mnie brat z bratową. Mieszkali na wsi, jednak dom brata znajdował się z dala od głównego skupiska zabudowań, wśród drzew owocowych. Dalej położone były pola, za nimi łąki przez które płynęła niewielka rzeka. Cisza, spokój, wspaniałe warunki do wypoczynku ale dla osoby starszej. Ja zastanawiałam się co też mogła bym robić w tej wiejskiej głuszy. Zaraz pierwszego dnia po moim przyjeździe okazało się, że w niedalekim sąsiedztwie jest dom w którym oprócz gospodarzy mieszkało trzech ich młodych synów: 19, 18 i 17 lat. Przyszli wieczorem do mojego brata Janka pograć w karty, jak zresztą wcześniej nieraz robili. Głównie jednak przywiodła ich ciekawość, jak wygląda to młode niewypierzone dziewczę. Wszak to jakaś atrakcja na tym zadupiu. Chłopcy okazali się mili i o dziwo wszyscy trzej mnie polubili. Dawali temu wyraz zabiegając o moje względy, prześcigając się w nadskakiwaniu mi.
Dwaj starsi pomimo tego, że mi imponowali, nie podobali mi się zbytnio. Natomiast najmłodszy, Felek - owszem i to bardzo. Chyba czuł to. Felek przynosił mi często czereśnie z olbrzymiego drzewa rosnącego koło ich domu, raniutko zanim się obudziłam. Znajdowałam je koło łóżka na talerzyku. Było to miłe i romantyczne. Po południu właziliśmy na czereśnię po kolejną porcję owoców. Felek lubił też łowić ryby w rzeczce i codziennie wtedy gdy ja miałam jakieś domowe zajęcia biegł nad rzekę. Potem wracał dumny z wiaderkiem, w którym pluskały jakieś nieświadome swej zagłady karasie okonie czy inne niezidentyfikowane obiekty pływające.
Brat z bratową wiele godzin spędzali w polu a ja korzystałam ze swobody, wody, słońca.
Któregoś dnia rankiem podczas ubierania się pękła mi guma w majtkach.
Były to czasy, gdy w majtkach były gumy.
Bratowa z bratem byli w polu, nie mogłam znaleźć igły z nitką.
Poprzedniego dnia bratowa powiesiła pranie na strychu (w tym resztę moich de su) a nie chciało mi się tam włazić.
Zawiązałam więc tę gumę na supeł.
Gumka została zaciągnięta do granic możliwości, ale jakoś oddychałam.
Kto by się takimi drobiazgami martwił. Pognałam z Felkiem na czereśnie.
Okazało się, że jego rodzice i starsi bracia też byli przy żniwach.
No więc szybko zorientowałam się, że Felkowi bardziej niż na wspólnym zrywaniu czereśni zależy na dobraniu się do moich majtek.
Widok jego kąpielówek nie pozostawiał wątpliwości.
No i zaczęła się szarpanina.
Ja wprawdzie słaba płeć, ale na szczęście guma stawiła taki opór, że chłopaczyna niczego nie wskórał.
Mojej cnoty ustrzegła pęknięta guma w majtkach a mnie do dziś czereśnie przypominają tę historię.