Janeczko

zalotnie uwodziłaś by figlarnym pląsem
kusząc zasadzić ziarna miłosny zarodek
korzenie tkwiły w piersi budząc zmysły młode
odurzał mą nieśmiałość karminowy pączek

podlewałaś spojrzeniem żeby uczuć pnącze
rzuciło się na szyję rąk intymnym splotem
daremnie zachęcałaś by smakować rosę
wstydliwość pąsowiała śniąc noce gorące

ruchem bioder wzywając rozpalałaś ogień
w głębi serca kipiało oblewał rumieniec
swawolnym wabiąc błyskiem uciekałaś wzrokiem

dzisiaj mogę pomarzyć tuląc zwid bezwiednie
szukają cię źrenice zamglone cierpieniem
musisz tęsknić aniołku bo przychodzisz do mnie