KLON

KLON

Przy rodzinnym białym domu
parasol przeciwsłoneczny,
który chronił dom od gromu,
klon wysoki, długowieczny.

Wtem w lipcowe popołudnie
nikną błękitne obłoki,
czerń po niebie mknie paskudnie,
pogarszają się widoki.

W domu wszyscy jakby niemi,
tańczy drzewo trąby zamęt,
nagle wyskakuje z ziemi
i gniecie żelazną bramę.

Patrzą zdziwione korzenie,
cisza, wyrwa oczywiście,
grzeją słoneczne promienie
i więdną zielone liście.

Będą konać za chwil parę,
przybyło tak dużo nieba,
serce strute żalu żarem,
jakąś radę znaleźć trzeba…

Zdzisław Szabelan, BYDGOSZCZ.