Bańki mydlane

Bańki mydlane
 
Rano obudziły mnie bańki mydlane.
Jedna rozprysła na moim nosie
- wilgotna mgiełka opadła na zamknięte powieki,
szepcząc zmysłom „dzień dobry”.
 
Jeszcze pod pierzyną błogości
jakby w półśnie zadźwięczał cichutki chichot .
Przypominał dzwoneczki - kryształki zawieszone nad wejściem
 - rozkołysane przez wiatr zachwycają dźwiękiem …
 
Nim otworzyłam oczy,
kolejna bańka rozprysła na nosie,
kryształowy śmiech unosił się w powietrzu tuż nad moją twarzą.
Rozchyliłam powieki i zobaczyłam radość!
 
Brązowe oczka błyszczące zabawą,
beztroski uśmiech – mógłby zastąpić słońce,
brzoskwiniowe rumieńce – aż chce się skosztować,
poplątane złociste loczki – anielsko-diabelskie - któż chciałby je prostować.
 
W górę wzniesione maluśkie rączki
łapały szklistą kulę, w której uwięziona tęcza kolorowa.
Z drobniutkich usteczek ulatywał chichot,
w chichot wmieszały się słowa
- dla Ciebie ta ładna bańka, moja Kochańka.
 
Rozprysła bańka.
Opadły rączki na moje ramiona,
w pierś wtuliła się złota główka szukając schronienia.
Takie małe „wielkie nieszczęście”.
 
Krótko żyła mydlana bańka,
uwolniona tęcza przysiadła na łzie
w kąciku oka w milczeniu czeka
aż słona kropelka wyschnie.