Nie, nie baobab

Nie, nie baobab
 
A cóż to za skrzekot za oknem
przerwał półsenne drzemanie ... ?
Śniłam, że na sawannie
stałam pod baobabem
- ogromne drzewo
właśnie miałam zamiar
wdrapać się na nie,
zerwać liść, skosztować owocu ...
 
Gdy w latach dziecięcych
przemierzałam pustynie i puszcze
zadziwiały mnie „bałobaby”
- takie potężne, a bały się – ja się nie bałam.
W jednym Staś znalazł dla nas schronienie ...      
Od tamtej pory są w każdym śnie
- dziś wiem, że nie są strachliwe,
za to ja lękam się coraz częściej …
 
Znów skrzekot za oknem
wyrwał z błogostanu, przerwał rozmyślania.
Niewyspana opuszczam obłoki,
rozciągam ramiona wszerz,
łapię równowagę chwytając niewidzialne.
Uchylam okno, dopada mnie hałas - zagłusza zmysły.
Jak ptaki dziobie mnie dreszcz
- poranki już takie chłodne.
 
Palcem przytykam ucho
- wytłumiony wrzask pozwala powrócić myślom.
Przecieram oczy, wyostrzam wzrok
- za oknem drzewo ... nie, nie baobab – a szkoda
Lipa – przez lata rosła i dojrzewała ze mną,
przywykłam do niej, ona do mnie.
Obsiadły ją sroki - tak się w jesiennym słońcu złoci.
W tle pozostaje szare miasto.