Kropla

Autor: 

Wiosna tego roku była zwyczajna wiosną. Wszystko budziło się do życia. Niestety w tym świecie też coś zaczynało umierać. Śnieg już stopniał . Spod jego warstwy zaczęły się wydobywać na powierzchnię rośliny. Kwiaty zaczynały kwitnąć. Był marzec.
Do zakończenia liceum pozostały trzy miesiące. Okres kiedy miłość jest w powietrzu i działa wyjątkowo silnie. Unoszą się w górze zapachy. Jednym z nich był zapach jej perfum.
Jaki to był zapach ? Już nie pamiętam. Zresztą to jest w tej chwili najmniej ważne. Najważniejsze jak ten wspólnie spędzony czas zagospodarować. Oczywiście nie zapomnieliśmy o święcie kobiet.
Ostatni raz dostają od nas prezenty. Wręczam je im osobiście. Są szczęśliwe. Wszystko jest jak najlepiej poukładane. Na swoim miejscu. Normalny tryb pracy. Pobudka. Czekam na busa. Wsiadam. Zawozi mnie pod szkołę. Wysiadam koło mostu. Potem idę do szkoły . Słyszę nad sobą krakanie wron. W szkole zmieniam buty. Siedzę w szatni z kolegami i koleżankami. Rozmawiamy. Nagle dzwonek. Idziemy na lekcje. Koniec zajęć. Powrót do domu.
W centrum tych wydarzeń nie była bynajmniej ta, która znajduje się w centrum tego opowiadania. Z jej to powodu spadną krople. Może chodzi o zwykły deszcz? Może o coś więcej? Nie ważne. Ona chodzi ze mną na fakultet z historii. Mój profesor w tym czasie robi nam coraz więcej sprawdzianów. W pewnych odstępach czasu piszemy eseje.
Na początku ona też jest na poziomie rozszerzonym. Wielu z nich bym nie napisał, gdybym, nie miał jej numeru telefonu. (SMS-y jakie od niej dostawałem podnosiły mnie na duchu.) Jak to mówią trening czyni mistrza. Ja nigdy nie byłem mistrzem w tego typu formach wypowiedzi. Dzisiaj mogę się przyznać, że przerabiałem gotowe teksty z internetu. Część wiadomości czerpałem z mojego Vademecum od historii.Na fakultecie nigdy nie było nudno. Mój profesor zawsze potrafił podać jakąś ciekawą anegdotę. Będzie mi trochę brakować tej naszej ekipy.
Siedziałem parę razy z główną bohaterka tego opowiadania. Zdarzyła się raz taka sytuacja, że jej koleżanka, obok której zwykle siedziała zachorowała. Kiedy wyzdrowiała musiałem przesiąść się na koniec sali. Jak zwykle siedziałem sam. Wpatrzony w jej blond włosy.
Wiem, ze jestem zbyt sentymentalny. Wypadałoby coś zrobi, żeby przyśpieszyć akcje. Nie zanudzać czytelników szczegółami. Dobrze, więc przechodzę już do tego feralnego dnia. Trzy miesiące później jestem już zupełnie innym, jak kto woli, facetem lub mężczyzną. Mam pełną świadomość, że to już koniec. Wszystko zostało już zamknięte.
To był już koniec matur. Dokładnie ostatni ich dzień. Do szkoły zawiózł mnie mój tata samochodem. Czekałem z niecierpliwością na egzamin. Postanowiłem z nikim nie rozmawiać, żeby nie rozproszyć mojej uwagi. Tydzień przygotowywałem się do tego egzaminu.
Wszedłem do środka z mocno bijącym sercem. Kiedy dostałem arkusz miałem pewność, że wszystko co powinienem powtórzyć zostało Powtórzone. Nim komisja poprosiła nas o sprawdzenie arkuszy i rozpoczęła egzamin, miałem okazje popatrzeć na nią ostatni raz przed tym, zanim raz na zawsze opuszczę to liceum.
Wydawała mi się jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Nie była przejęto zbytnio egzaminem. Patrzyła przez okno i cały czas się uśmiechała. Wyglądało to tak, jakby słońce dawało jej siłę niezbędna do życia. Ten widok mnie uspokoił i poczułem, że dam rade. Oboje sobie poradzimy.
Minęła godzina. Ona odłożyła arkusz. Wstała i wyszła. Miałem ochotę wstać i biec za nią. Egzamin był jednak ważniejszy. Skończyłem jakieś dziesięć minut później. ( Wyrobiłem się jakieś dwadzieścia minut przed czasem. ) Niestety kiedy zszedłem na dół jej już nie było. Były za to na niebie ciemne chmury, z których zaczął padać deszcz.
U szkolnej pielęgniarki ostałem kartę zdrowia. Wyszedłem na dwór. Zaczęły spadać na mnie pierwsze krople. Poszedłem do sklepu. Kupiłem płytę. Wróciłem i czekałem aż przyjedzie po mnie mój tata. Kiedy przyjechał mój tata byłem już na skraju załamania. Rozpadało się na dobre. Kiedy jechaliśmy do domu z trudem powstrzymywałem łzy. Miałem świadomość, że już nigdy więcej się z nią nie zobaczę.
Nagle tata przystanął przed domem, który budował mój wuj. Chciał go obejrzeć. Ja zostałem w samochodzie. Włączyłem telefon. Były tam piosenki o nieszczęśliwej miłości. Świetnie odzwierciedlały mój nastrój.
Raz po raz jakaś kropla zsuwała się z szyby. Po policzku przez chwilę przeleciała kropla. Za nią popłynęły nowe. Zanim tata wrócił otarłem moja twarz z łez. Nie było już do czego wracać. Moje łzy też były bez znaczenia.