po drodze
wiosna a ja smutek zagryzam jak pajdę chleba
wiatr na skrawku wzruszenia
listy zmieszane i niepewne
słońce grzeje jak sierść kota
mlecze idą przez trawnik
ciszę co jest też modlitwą
o lepsze gorsze i to co zwyczajne
zapisane na ustach
pąkach co otwierają dzioby jak pisklęta
syn urósł o centymetr
mrówka ugina się pod ciężarem losu
ziemia pokazała swoją lepszą twarz
patrzę w niebo które nawet nocą
ma błękitne oczy