marina

wpierw jedliśmy rybę poznałem po zapachu
woda stała w szklance pożar jeszcze nie spowszedniał

tak obejmują się brzozy gdy zaciśnięte powieki

przyniosłem na ramionach goły księżyc
śmialiśmy się oboje
gdy kot majestatycznie mijał chwile

wiatr zwinął żagle port był piękny pachniał
wiciokrzewem i maciejką

na ścieżce wydeptanej przez słońce
wieczór bawił się w chowanego
z zapomnianym snem