między chwilami
wieczór rozstawia sztalugi
umazane mgłą palce
słowa których wciąż mało
bawię się sensem kolorem oczu
światło mniej potrzebne
biega po szybie jak niesforny psiak
gesty w rytmie serca
księżyc dzieli się pełnią
cienie kurczą do rozmiaru dłoni
los zamieniony w ptaka
nie odleci daleko
wróci do domu