Azyl

Ciepły deszcz spłukał cały brud podróży,
zmęczenie drogą i wspomnienie o niej.
Plącze się słońca niecierpliwy promień
płosząc nad nami echa krótkiej burzy.

Z drobnej gęstwiny migotliwych liści,
snem stał się ogród, czarowną iluzją,
której gdzie indziej, szukać by na próżno,
w meandrach ścieżek roztańczonych wiśni.

Kwiat lekko sfrunął, jak motyl wskrzeszony.
Wiedząc, co miłość, przybrał żywą postać
i w rozchyleniu Twoich został dłoni.

A za nim inne popłynęły na dół,
na znak, że mogę tutaj z Tobą zostać,
w dobrej godzinie kwitnącego sadu.