ASFALT

stopami masuję szczupłe ciało asfaltu, uważam by
omijać miejsca jego zranień; ma ich od groma i trochę;
bardzo popękany! w tylu miejscach! sumienia nie mam by
postawić nogę na jego otwartej ranie;

asfalcie ciało tak spękane,że aż żal patrzeć; tu rana, tam
rana; krew nie płynie; podchodzę bliżej i widzę
czarną jak noc końca świata ziemię i, o dziwo, z niej
gdzie okiem nie sięgnę wystają jakieś kwiatuszki,
listeczki; "jakie to ładne; w takim miejscu wyrósł taki
kwiatuszek??"

trawa asfalcie ciało przegryzła,i na świat przyszła niby
dziecię; to ziele ból zadało, by dla siebie zobaczyć
słońca promienie; a teraz zza muru czarnego wychyla
główkę odważnie;

nowe życie cierpienia zadało, zraniło, ale na szczęście; i nie
jest to żadna rana,ale miniaturowa wysepka na której
skromne i urokliwe kwiecie pędzi życie na wzór olbrzyma;

nawet jeśli ktoś nadal upiera się,że to rana to niech i tak
będzie- ja dodam,że przez jej otwór na świat przyszło nowe
istnienie; a jeśliś zranion to znaczy,że żyjesz, bo tylko
martwy nosi w sobie wyschłe jeziora i wycięte lasy; zabolało?
boli? tak?! to znak,że jeszcze żyje...