rysunek na śniegu

*
wywróżyła mi życia wiele
kochanie niejedno
dłoń zrywającą polne kwiaty
dwoje dzieci o rączkach pomazanych kredką
słowa bez reguł jak nieświadome zwierzęta
swoją nadzieję szukającą cienia prawdy

*
słońce się wspina po nagim warkoczu
księżyc w morzu deszczów tonie
i nie ma słów zatrzymanych na schodach
rąk zbielałych na klamce drzwi
słońce się wspina po nagim warkoczu
księżyc w morzu deszczów tonie

*
szedłem ulicą ku pewnej zmianie
oddalały się płaszczyzny domów
zatrzymałem się zdziwiony
dalej nie było już nic
nadchodziła noc
zbudowałem ze śladów
dalszą drogę

*
znikałem wielokrotnie bez żadnej pamięci
przestrzeń zmieściła się w jednej małej dłoni
byłem tak bardzo szczęśliwy
że ból rozstania zamienił się w poranny chłód
który spłynął mi po twarzy kroplami rosy