NARZUCONY

przed domem płot, przed płotem krzak,
a właściwie dwa; znacznie oskubane z liści, bo
jesień już się rozsiadła na kanapie codzienności;

pomiędzy nimi woreczek zwisa, pusty, w stanie
opłakanym, jakiś poszarapny, oskubany,źle
traktowany, pewnie wiatr go tu przygnał; w ogóle
tu nie pasuje, "co on tu robi?" myślę sobie, "w
koszu powinien wylądować a nie tu! w koszu jest
jego miejsce!"

leży taki niezdecydowany i nie wie,który krzaczek woli,
ten z lewej czy ten z prawej strony; jeszcze chwila,
a krzaczki się o niego pobiją; chociaż prawdę mówiąc nie
widać, żeby były nim zainteresowane;

wiatr zabawił sie w swata; chciał swatać tamtego z
zieleńcami,ale sztuka ta do łatwych nie należy; gdyby
był chociaż gałązką, może teraz mógłby liczyć na
zainteresowanie, ale tak? żeby komuś worek na głowę
narzucić?

lepiej jak samo coś wyrasta a nie żeby było narzucane;
wiem,wiatr się uparł i nie ustąpi:" nie te krzaczki to
inne," i dalej gna coraz słabszy,lichszy, bardziej
stargany woreczek; a przecież jego przyjęcie wszędzie
będzie takie samo; będzie tak latał i latał,aż się
podrze i nic z tego wszystkiego nie będzie;