z blasku i cienia

wypowiedziałem ciebie w lustrze
wybacz ślepcowi
opadają powieki
sen czy jawa niepewna

boję się ślepca - kłamcy
który idąc ze mną
wymyśla nieprawdziwe brzuchate chmury
i las którym idziemy
na spotkanie z nieznanym

*
wyrastam z miłości
w małej przestrzeni
przepasany płaszczem
przemierzam ulice

ścieżką twoich palców
skręcam wianki z żółtych kwiatów
puszczam daleko
na wodę

*
upór przynosi mi zaszczyt
przy nim rodzą się morality
a także amorality

upór scala to wszystko
póki nie stanie się ponownie
zwykłym złudzeniem

potem wybieram innego bożka
który stanie się przez jakiś czas
znów trochę prawdziwszy