odruchowo
koniec dnia maluję granatową kredką
laurka dodana do imienia
zżyty z samotnością
widzę małego chłopca
kiedyś zakopywał cukierki
wyrosły z nich słodkie drzewa
*
drogi wyłożone asfaltem
kamień jest jak smak rzeczywistości
gdy wpadam w czyjeś ramiona
i nie chcę się odwrócić
podniesiona z klęczek wiara
pokazuje obraz żebraka
i odlatuje z wesołym świergotem
jakby wcale nie była nabożna
*
rękoma obracam świat
z przepełnionego kosza
wypadają słowa -
przezroczyste intencje
kolorowe opisy
zabiegane frazesy
klęczą modlitwy
na brudnej podłodze
stłumione westchnienia
zapamiętałych kochanków
wypełniona nietrafiona zawartość
kulek papieru