Nad ranem


Siebie mamy na pierwsze śniadanie i deser.
Gładkie plecy ostrożnie biały ranek odkrył,
zalśnił jasno we włosów potarganym lesie
i błyszczał coraz mocniej na ustach wilgotnych.

Stary zegar już dawno zatrzymał wahadło,
pokazując, że północ, szkłem figlarnie błysnął.
W skrzyżowanych spojrzeniach łatwo było zgadnąć,
że to, co noc nam dała, to jeszcze nie wszystko.

Zaprosimy dni nowe, co stoją za oknem.
Może będą od miodu lipami pachnące?
Albo cierpkie, jak wiśnie, jeszcze rosą mokre?
Lub dojrzałych winogron podchmielone słońcem?

Oczy zamkniesz i chętnie pozwalasz się dotknąć,
bo palcami z Twych ramion zmęczenie wyczeszę.
Potem wstanę, na oścież otwierając okno
- mamy dzień na śniadanie i siebie na deser.