GRADACJA

blaszana pani ubrana w szarą kieckę w
jeden czarny groszek,gdzieś z boku- całus od złośliwego; a
w środku porządnie wgięta; umalowana pstrokatymi
napisami; ktoś nie przepada za jej istnieniem! blizny mówią
same za siebie! albo obojętność albo zniszczenie!

rzucam pogardliwe oko w jej stronę, a co?! jak wszyscy
to ja też! nie będę gorsza, bo będę sama; krok do przodu,
oglądam się za siebie,a ona drgając zwija swoje szczupłe ciało
pod moim nienawistnym spojrzeniem; trach! kolejne wgięcie
gotowe i otarcie o płot cementowy, i jeszcze większe w sukni
rozdarcie; teraz już wiem dlaczego ona taka pokiereszowana;
nie odchodzę, patrzę, czekam na ciąg dalszy, co zrobi?
płacze, wodą oblewa zimne ciało;

- dlaczego płaczesz? dlaczego drżysz cała?
- boję się...- mówi; podchodzę bliżej i tulę mocno do siebie;
- czego?- ocieram łzy z czułych nieczułych polików, odgraniam
litery z jej czoła;
- życia...
- życia?! a widziałaś życie? to ono zadało te rany?
- tak! nie! nie wiem! człowiek wiem jak wygląda...
- a ja kim jestem? życie to nie jeden a wszyscy ludzie; od złych są gorsi, a od dobrych lepsi;
- zabierz mnie stąd...- szepnęła cichutko

spacerem do domu; jest duży i sporo tam miejsca; stanęła
pod oknem, obok kaloryfera- żaluzje zastępuje i pracę tego
ostatniego też, bo ma w sobie bardzo dużo ciepła; i ja
nie jestem już sama;