Po drugiej stronie lustra 2 Rozdział VI Słońce nadziei

Autor: 

Po drugiej stronie lustra 2 Rozdział VI Słońce nadziei
Tego dnia przywitały go jasne promienie słońca. Można powiedzieć, że słońce swoim blaskiem zalewało jego pokój. Pokój w którym kiedyś tworzył swoje pierwsze opowiadanie. Tego dnia nie miał zajęć. Postanowił zadzwonić do Marty. Umówić się z nią na piątkowe popołudnie. Jednak przypomniał sobie, że Marta ma przecież zajęcia. Zmęczony po całogodzinnych wykładach włączył laptop. Postanowił odnaleźć ją na Facebooku. Porozmawiać z nią, albo zaprosić ją do znajomych. Przeglądając zdjęcia natrafił na jedno, które go szczególnie zaintrygowało. Była na nim Marta w szarej bluzce i niebieskiej sukience. W tle były jakieś schody. Nie wiedział jednak co to za schody, jednak postanowił zapisać to zdjęcie na komputerze. Utworzył nawet specjalny folder na jej zdjęcia. Obiecał sobie, że kiedyś zrobi sobie z nią zdjęcie. Oprawi je w ramki i postawi na komodzie w mieszkaniu. Ramkę na to zdjęcie już miał. Czekała od gimnazjum na jakieś jego zdjęcie. Zdjęcie jego oraz Marty. Ciekaw był co ona teraz robi. Pewnie spaceruje gdzieś w tej pięknej słonecznej aurze. Pomyślał, ze pewnie musi kochać przyrodę. Musi kochać… Zastanawiał się jakie są jej pasje, plany na przyszłość i marzenia.
Słońce wlewające się do pokoju przez okno, na wprost którego siedział , nastrajało go optymistycznie do życia. Pamiętał jak Marta na któryś zajęciach szepnęła mu na ucho:
-Działasz na mnie pozytywnie- uśmiechnęła się.
- Endlich!- szepnął i uśmiechnął się od ucha do ucha.
Pamiętał te rozmowy z kolegami z pracy. Śmiali się, że Marta ma z nim romans. Romans ?! Co za głupstwo ?! On poważny doktorant i ona, nieco zbyt roztrzepana dziewczyna. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Czy tak miałoby być również w tym przypadku ? Pamiętał
Piosenkę zespołu U2, w której wokalista śpiewał coś o ciężkim przypadku. Czy w refrenie nie było, że to dziś będzie jego dzień? Czyj dzień? Jego. Tylko jego ? Jego i Marty. On i Marta. Marta i on. Odmieniał te dwa wyrazy przez przypadki. Ich bin. Du bist. Wir sind. To słowo –Wir. Rozmyślał nad tym jak by to było, gdyby jednak byli razem. Tylu rzeczy chciał się o niej dowiedzieć. O tyle rzeczy ją zapytać. Żałował, że nie jest z nim na studiach doktoranckich. Wtedy może zamiast w Kielcach, byłby z nią w Warszawie. Na UW. Zawsze marzył o tym, żeby zostać tam wykładowcą. Jednak to marzenie do tej pory się nie spełniło. Na szczęście. Pomyślał, że teraz uczyłby jakieś nudne, wystrojone studentki. Może dla innych piękne kobiety, ale to nie to samo co Marta. Oddałby wszystko, żeby móc z nią spędzić choć jeden wieczór. Może zabrać ją na jakiś koncert? Może do kina na jej ulubionego Ludwika Szalonego? Może jakiś film o Henryku VIII ? Na cokolwiek by z nią nie poszedł, zapewne czuł by się cudownie. Siedziałby z nią do późna w kinie. Najlepiej zabrać ją na jakiś wieczór filmowy. Zresztą nie ważne na co. Ważne, żeby pójść z nią. Jakoś nie mógł się jej pozbyć ze swojej głowy. Każda chwila przypominała mu o niej. Postanowił, że musi zadziałać. Teraz albo nigdy. Musi zdobyć się na odwagę. Nie ważne było w tym momencie zdanie jego kolegów. Ich opinia na ten temat. Nie ważne było czy ten związek zaakceptuje jego rodzina. Jak na niego zareaguje środowisko naukowe. Po południu miał wygłosić referat na jednej z konferencji w Kielcach. Mimo, że mówił do ludzi, to tak naprawdę myślami był gdzie indziej. Z tego stanu nagle wyrwał go moderator dyskusji. Inni zadawali mu pytania. On automatycznie na nie odpowiadał. Myślał o tym, kiedy wróci do domu i opowie o wszystkim Marcie. Nawet nie zauważył tego, jak jacyś ludzie z UW chwalili jego wystąpienie. Już w tym momencie proponowali mu pracę. On jednak nie zwracał na ich słowa uwagi. Myślał tylko o tym, żeby wrócić w przyszłym tygodniu na zajęcia. Po prosty wrócić do Marty i porozmawiać z nią. Nie chciał żadnych nagród, grantów czy wyróżnień. Największym wyróżnieniem i prestiżową nagrodą dla niego było to, że spotkał taką dziewczynę jak Marta.