Po drugiej stronie lustra Rozdział VII Utracony Raj

Autor: 

Rozdział VII Utracony Raj

Po powrocie do domu usiadłem na łóżku i zacząłem patrzeć na okno. W oknie odbijała się moja twarz przez którą przepływało słońce. Była przezroczysta dla światła i śniegu, który widziałem tuz za nią. Wziąłem do ręki Biblię i otworzyłem pierwszą stronę Księgi Rodzaju. Pomyślałem o widoku jaki jest za oknem. I pomyśleć, że na stworzenie tego wszystkiego Bóg potrzebował zaledwie siedmiu dni. Czytając fragment dotyczący stworzenia Adama i Ewy – pomyślałem, gdzie teraz jest moja Ewa. Przypomniałem sobie w tym momencie mojego sobowtóra śpiącego z ręką na piersi, jakby kogoś obejmował. Jego usta szeptały jej imię. Już po pierwszej literze zatkałem sobie uszy, żeby nie słyszeć całości. To pierwsze M dźwięczało w uszach i kazało mi przypomnieć sobie całe jej imię. Dlaczego akurat on ? Dlaczego nie ja ? Co on ma w sobie takiego czego ja nie mam ? Co on z nią robi ? Wizje, jakie w tym momencie ujrzałem zmusiły mnie do tego, żebym usiadł. Z trudem mogłem złapać oddech. Miałem przyspieszony puls i zawroty głowy. Chciałem go zabić i zbezcześcić jego ciało. Szybko jednak się uspokoiłem. Pomyślałem, że widać na nic innego ona nie zasługuje. Dobrze jej tak. Ma to co chciała. W gruncie rzeczy nie wiem czego ona chce, czego pragnie. Tak słabo ją znam, a ośmielam się wydawać o niej sądy. Chodzimy co prawda na ten sam fakultet, ale nic poza tym. Wiem tylko tyle, że zdaje rozszerzony Polski, ponieważ w przyszłości chce zostać dziennikarką. Ostatnio zauważyłem dziwne zmiany w jej wyglądzie. Czemu właśnie przefarbowała włosy ? Z dalekiej perspektywy wyolbrzymiała w moich oczach. Błękit jej oczu rozsadzał je i wychodził na zewnątrz, zalewając swoim odcieniem niebo. Jej postać stała przede mną niczym Biblijny Samson, dźwigający na swych barkach sklepienie świątyni. Jej ramiona zagarniały niebo, a jej płuca wciągały całe powietrze. Nagle zrobiło mi się duszno z powodu braku powietrza. Czyżbym rzeczywiście zaczynał mieć jakieś omamy ? W tym momencie weszli Paweł z Marcinem. Wzięli mnie za ramiona i poprowadzili do okna. Marcin otworzył okno, podczas gdy ja stałem oparty o Pawła. Powiew świeżego powietrza przywrócił mi siły. Pomyślałem jak niewiele potrzeba człowiekowi do odzyskania sił. Świat odzyskał dawne barwy i poczułem wewnętrzny z spokój. Później obaj zanieśli mnie na łóżko. Po czym siedli na krzesłach i zaczęli grać w karty. Ja zasnąłem.
Kiedy się obudziłem ich już nie było. Była za to noc. Okno nadal było otwarte. Podszedłem do niego i z uporem wpatrywałem się w gwiazdy. Pomyślałem znowu o Bogu, który czeka na mnie po drugiej stronie. Pomyślałem, że śmierć to nic takiego strasznego. Postanowiłem powiedzieć moim przyjaciołom po powrocie, jak bardzo za nimi tęskniłem. Jak bardzo mi ich brakowało. Chciałem ich pocieszyć. Uświadomić ich, że przecież nie umrę. Przejdę tylko z powrotem na drugą stronę. Po wszystkim spotkamy się wszyscy razem po tej drugiej stronie. Po drugiej stronie lustra.
Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Pokazywał godzinę dziesiątą po południu. Pomyślałem, że może uda mi się ich nakryć. Zwykle przychodziłem po północy, gdy było już po wszystkim. A teraz, o tej porze pewnie dopiero zaczynają. Pomyślałem, że dzisiaj nie pójdę. Może jutro, ale nie dzisiaj. Nie po tych moich rozmyślaniach. Zresztą czego ja się boję ? Przecież wiem, że ona w życiu by tego nie zrobiła. W głowie jak natrętna mucha latało mi zdanie: znamy siebie na tyle na ile nas sprawdzono. Chciałem odrzucić od siebie tę myśl. Pomyślałem, że w tym momencie on zrzuca z siebie ubranie. Wyjrzałem prze lustro. Nie było na razie nikogo. Na stole stał tylko szampan i obok niego dwa kieliszki. Zdenerwowany przechadzałem się tam i z powrotem, nie mogąc oderwać wzroku od lustra. Nagle widzę – są. Ona ubrana jak jakaś prostytutka. On w garniturze i białej koszuli. Już zaczął odkorkowywać szampana. Myślałem, że krew mnie zaleje. Ona wciąż się do niego uśmiecha. Zachowuje się jakby była pod działaniem jakichś narkotyków. Co tam w tym szampanie rozpuszcza? Czemu w dodatku do jej, zamiast do swojego kieliszka ? Co będą dalej robić ? Czemu on zaczyna rozpinać guziki ? Kurde zdjął już garnitur. Teraz rozpina marynarkę. Ona zaczyna rozpinać bluzkę. Teraz zdejmuje stanik. Ja już dłużej nie wytrzymam. Rozpina koszulę i nagle.. Tylko nie to...Koszula wylądowała na lustrze. Nie w takim momencie. Nic nie widzę i nie wiem co się dalej stanie. Jestem wściekły i zrozpaczony. Wyje i bije obiema pięściami w lustro. Co za okropne uczucie ! Jest mi słabo. Mam mdłości i zawroty głowy. Upadam na podłogę i leżę tak nieprzytomny przez kilka godzin.