kwiaty z lodu
potykam się o ciszę
wysokie progi niedokończonych rozmów
jak łatwo popaść w rutynę
odklepać minuty
na drzwiach skrzypiącej szafy
myśli wygasły zamieniły w kamień
w nadmiarze czerwieni
drzewa w przeciwdeszczowych płaszczach
lubię chybotliwy płomień świecy
a potem noc
kiedy przepadam we śnie
jak zmarli