Szumo-szepty Rozdział IX Ars Bene Moriendi

Autor: 

Rozdział IX Ars Bene Moriendi
,,Adoracja Jedynego Boga wyzwala człowieka z zamknięcia się w sobie, z niewoli grzechu i bałwochwalstwa świata”. Ten temat główny bohater wziął pod rozwagę na najbliższe kilka godzin, dni oraz lat. Powyższy zapis stanowi cytat z Katechizmu Kościoła Katolickiego, jest to dokładnie punkt 2097. Jak czytamy w Księdze Ezechiela 34,16 : zbłąkanej owcy będę szukał, tę która się odłączy zawrócę, mającą złamanie opatrzę, chorą wzmocnię. Nasz główny bohater potrzebował właśnie takiego wzmocnienia i wiedział, że je znajdzie. Znajdzie je w niedziele na Eucharystii.
Nie znał daty swojej śmierci, wiedział jednak, że wpierw musi pojednać się z ludźmi i z Bogiem. Pamiętał, że ci którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem oraz są doskonale oczyszczeni żyją na zawsze z Chrystusem. Są na zawsze podobni do Boga, ponieważ widzą go takim jakim jest, twarzą w twarz (KKK 1023). Miał nadzieję, że kiedyś go ujrzy, wiedział jednak, że może to nastąpić dopiero po jego śmierci. Z powodu swej transcendencji Bóg nie może być widziany jaki jest, dopóki on sam nie ukaże swojej tajemnicy dla bezpośredniej kontemplacji ze strony człowieka i nie uzdolni go do niej. Kontemplacja Boga w chwale niebieskiej jest nazywana przez Kościół wizją uszczęśliwiającą (KKK 1028).
Myślał tego dnia o znajomej, która była na pogrzebie kuzyna, a później nie mogła wybrać numeru pogotowia, bo ręce jej drżały, kiedy okazało się, że wujek męża mieszkający samotnie po sąsiedzku leży w domu martwy. Tak znowu życie przeplotło się ze śmiercią. Wiedział, że tego sylwestra spędzi razem z tatą i babcią. Nie będzie na żadnej hucznej imprezie. Czy jest to jednak jakaś wada ? Pewnie nie, skoro pierwszy stycznia wymyślił Juliusz Cezar, żeby skanalizować i jakoś ucywilizować bachanalia. Nie jest to chrześcijański pomysł, tak samo jak 25 grudnia, będący dniem narodzin Mitry. Nawet 6 grudnia jest świętem zaczerpniętym z tradycji pogańskiej. Kościół po prostu skanalizował dawne zwyczaje pogańskiej ludności i uczynił z nich święta. Ludzie jednak podświadomie skupiają się na rytuałach swoich przodków. Nawet wigilia jest pochodzenia pogańskiego. Jedyne co można w tej sytuacji zrobić to nie gonić za konsumpcyjnym światem.
Zatrzymać się na chwilę w tym codziennym pędzie i poświęcić przez chwilę refleksji. Refleksji zarówno na temat życia jak i śmierci. Refleksji z której jasno wynika, że nie tylko nasza cywilizacja cierpi na konsumpcjonizm. W tym miejscu trzeba odwołać się do Księgi Liczb. Czytamy tam : ,,Tłum pospolitego ludu, który był wśród nich ogarnęła żądza. Izraelici również zaczęli płakać mówiąc: Któż nam da mięsa, abyśmy jedli ? Wspominamy ryby, któreśmy darmo jedli w Egipcie, ogórki, melony, pory, cebulę i czosnek. Teraz zaś jesteśmy wycieńczeni, nie mamy nic, niczego poza manną” (Lb 11, 4-6). W innym miejscu czytamy : ,,I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi : Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli ? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny ” (Lb 21, 5). Izraelici nazywali to co otrzymali od Boga mizernym pokarmem. Nie potrafili docenić tego co daje im Bóg. Nasz główny bohater zaś w pełni docenia znaczenie Eucharystii. Jest ona dla niego najważniejszym pokarmem podczas niedzieli. Dużo ważniejszym niż obiad na stole. Dużo ważniejsze było, że przyjmował Jezusa do swojego serca niż to co myśleli o nim ludzie zgromadzeni w Kościele. Wiedział, że w Nowy Rok może dobrze wejść jedynie po spożyciu Eucharystii. Zamierzał podziękować Bogu za mijający rok i prosić go o łaski na kolejny. Wiedział, że w czasie tych wszystkich świąt to on jest najważniejszy.
Skoro już wiedział co jest najważniejsze w jego życiu postanowił to zrealizować. Miast rzucać obietnicami bez pokrycia postanowił wreszcie zmienić swoje życie. Zmienić je tak, by nie żałować niewykorzystanych szans i okazji. Zmienić je na tyle, by w momencie śmierci stanąć przed Bogiem i powiedzieć, że zrobił wszystko co do niego należało. Dobrze przygotował się na śmierć, która nadeszła jak złodziej w nocy. Nie mógł być pewien przyczyny swojej śmierci ani jej daty. Wiedział jednak, że śmierć czasami przychodziła bardzo blisko niego. Ostatnio podczas pobytu w szpitalu stracił przytomność. Nie pamiętał co się z nim działo przez kilka godzin na SORZE. Wiedział komu podziękować za uratowanie mu życia. Imię i nazwisko tego lekarza widniało na karcie, którą otrzymał po wyjściu ze szpitala. Widniały na niej wszystkie badania jakie zostały przeprowadzone. Od tomografii komputerowej po rezonans. Można powiedzieć, że miał szczęście. Na szczęście badania niczego nie wykazały. Wiedział jednak, że musi markować alkohol. Wiedział, że to przez niego tracił zdrowie, zarówno to fizyczne jak i to psychiczne. To on był jego największym wrogiem.
Wiedział, że cokolwiek się stanie on zawsze będzie miał nadzieję. Będzie miał nadzieje na zbawienie i życie wieczne. Wiedział, że kiedyś Bóg wynagrodzi trud jego ziemskiej pielgrzymki. Wiedział, że nie pozostawi go samemu sobie podczas ziemskiej wędrówki. Będzie jego najwierniejszym przyjacielem. Będzie z nim do końca jego ziemskiego życia. Będzie mu pomagał przezwyciężyć trudności. Będzie go podtrzymywał w chwilach słabości. Kiedy on już nie będzie dawał rady, pomoże mu Bóg. Syn i ojciec przyjdą mu z pomocą, a Duch Święty będzie go wspierał w jego poczynaniach. Zapewniało go o tym światło intensywnie oświetlające jego twarz. Twarz całą zarośniętą, która w przyszłości pokryje się zmarszczkami. Być może przy jego łóżku będzie wówczas czuwać Marta. Taką miał przynajmniej nadzieję. Póki co wiedział, że musi zrobić wszystko, żeby się z nią ożenić. Mieć z nią dzieci. W przyszłości być może również wnuki. Wiedział, że na wszystkich tych etapach czeka go ciężka praca. Czeka go intensywny bój o lepszą przyszłość. Walka która zakończy się pełnym sukcesem i triumfem. Sukcesem okupionym bólem i cierpieniem, ale jednak sukcesem. Wiedział, że jest w stanie go odnieść. Wiedział, że stać go na dużo więcej niż to co robił do tej pory. Stać go na przezwyciężenie wszystkich słabości i pokonanie przeciwności losu. Stać go na uwierzenie w siebie. We własne siły i możliwości. Wiedział, że przed sobą ma jasno obrany cel, który świeci jak Zranione Światło.