dziewczynka z zapałkami

na schodach gasł dzień
zimno wykradało z dłoni resztki ciepła
miały się spełnić modlitwy
wypowiedziane bezgłośnie skargi

stała z cieniem latarni
samotność przerwała milczenie
a może to była prośba
nadchodził księżyc w srebrnym surducie
zapalał kolejne gwiazdy

nikt nie kupił nadziei ani światła
potem mówili że uśmiechała się
a noc rozczesywała włosy