zawsze o tej samej porze
ziemia znowu grząska
jak dłonie co wciąż szukają cieni
patrzę przez palce wstydliwy jak ciepło
gdy wygląda przez szybę pączków światła
pocieszam myśli filiżanką herbaty
przychodzą bez pytania tają u stóp
jak chmury gdy pytają
gdzie wędrować z zaczynem tęczy
która pamięta nasze spojrzenia