na strychu

ucichłem a namokłe myśli
powoli toną jak nenufary w stawie Moneta
każdy w swoim odbiciu szuka pocieszenia

okryj mrok gdyż jestem
bez możliwości ferowania wyroków
słucham co jest bliższe
selektywny mutyzm gdy zwracam się do drzew

widzę zakrzywiony czas na tyle
pozwala kurz z manekina
nikt nie widział wyrazu oczu
gdy zapomniał słów
wystawiony na pośmiewisko spojrzeń

stanę się kością w gardle
pociesza płomień świecy
prowadzi poza cienie gdzie już byłem
potrącony przez samochód
ale znowu żywy