zachodzę

chłodniej w domu
gdy uniosę powieki w nocne granie
wrzosy przebiegną pamięć
przyjdzie oddane już w niewolę
westchnienie pożółkłych pól

myśl o mnie
opakowany bez ceregieli w szary papier
wnoszę po ruchomych schodach przyszłość
co już tylko z nazwy nie jest mi znana

dłonie zostawiłem w cieniu brzozy
obejmują bielą ranki
każdą nagą myśl która w rosie
tylko jedną z wielu kropel