Bez powodu

Mijam racje slalomem
bez własnego zdania jestem młodszy.
Michałek który odnalazł w trawie zdziwienie.

Pod lipą krzyżuję nogi, patrzę przez palce
na przedmiotowość.
Nie wierzę kim jestem, bardziej naturą drzewa
jaką skrywa w dłoniach drzemiący wiatr.

Zakwitły sny, przełykam kąśliwe uwagi pszczół.
Entropia cienia przyciąga wieczór,
rozkłada gwiazdy jak karty na stole.
Rozgrywam partię jako jeden z wielu statystów
wymierających chwil.