talizman

wyprowadzam z równowagi światło
upchane pod powiekami
staram się zachować milczenie
balansując na chwilach
bez rozmysłu rozhuśtany w słowach

ulegam wpływowi księżyca
odpływom gdy kamienie przetoczone
przez zachód stają się cięższe od pragnień
rysowanych patykiem ogarkiem z myśli
uwikłanych w pytania

stąpam pod wiatr bez skargi
za namową osypanego piasku
szeptom które mają swoje źródło
w modlitwach stają się prawdziwsze
mimo frazesów w podręcznej gazecie

za dnia ubywam życzliwie
z ograniczeniem prędkości przesuwam
dyskopatie do przydworcowej kawiarni
mogę być dalej pod innym spojrzeniem
cierpliwie unosząc dłonie do oczu