W tle

wciąż nazywasz mnie inaczej
oczy omijają słowa a deszcz
zostawia na ustach gorycz
stygmaty samotnej wiosny

wchodzi do parku podrywa ptaki
zdziwione ciszą lecą szukać wiatru
drzew i ludzi z wykradzionym cieniem
z resztek mgły pośpiesznie sadzi anemony

mam pokruszony chleb karmię światło
zmierzch wcześniej zaprosił noc
zastawia sidła na gwiazdy
zawieszone na linii życia
o wiele niżej niż zwykle