Wigilia uczuć
Z cichym drzwi skrzypnięciem, pojawił się w mroku
Wszechobecny zawsze, pierwszy gość, Niepokój.
Najpierw usiadł w kącie, chytry sprzeniewierca
By już za chwileczkę, siedzieć blisko serca.
Ból przeszył ostrością, swe wtargnięcie nagłe
Dumnie obnażywszy oblicze pobladłe
Jako sztylet ostrym zatoczył spojrzeniem
I ostał się wiecznie krwawiącym zranieniem
Bezgraniczna Pustka skądś nagle się wzięła
Postała przy oknie, na sufit się wspieła
Okrążała pokój wolno krok za krokiem
Podążając w miejsca gdzie rzuciłem okiem.
Smutek cicho pieśnią, objawił się rzewną
Duszę otuliwszy płaczu szatą zwiewną
Ściskał w chłodnych dłoniach serca zamrożone
Nie słysząc wołania o litość wznoszone
Muzyką ze skrzypiec snując tęskne łkanie
Pojawiło znikąd się, Rozczarowanie
Obiecało deszcze szczerozłotych zdarzeń
By zamknąć za chwilę wszystko w sferze marzeń
Gwar w pokoju wielki, od uczuć ciasnota
Na to wszystko weszła, olbrzymia Tęsknota
Wszystkie wolne myśli zamykając w sobie
Uwalniając te tylko, co tęsknią po Tobie.
W pewnej chwili nagle, zda się że coś słyszę
Nie, ja tylko słyszę dokuczliwą ciszę
Chciała wejść po cichu, jak to zawsze ona
Lecz się nie udało, jest zauważona
W końcu stołu siadło zgarbione Zmartwienie
Żałowania godne, nieboskie stworzenie
Aby tego złego było jeszcze mało
To się bez powodu, gorzko rozpłakało
Z pokorą przyjąłem moich wszystkich gości
Malujących we mnie obraz, Samotności
Rok za rokiem mija, święta za świętami
A moje wigilie kończą się, wierszami
Zgasło ciepłe światło, wyszedł tłumek gwarny
Przestał mieszać w tyglu, chemik życia marny
Ostatni gość przyniósł, zapomnienia tren
Jak co wieczór przyszedł, litościwy Sen.