wersy w wieczorowej wersji


po dwudziestej cichnie ulica
a z nią uśmiech sztuczny jak miód
teraz mogę swobodnie oddychać
mrok się wlewa cicho przez próg

budzę wiersze, niech mącą wieczór
snują cienie na kartki tle
trafią do mnie, nie znając adresu
tak jest zawsze, kiedy jest źle

księżyc dzisiaj jak lampa zepsuta
dam mu spokój, niech sobie śpi
brak uśmiechu jest lepszy niż smutek
wiersze krążą ciężko jak ćmy